Stanisława Leszczyńska urodziła się 8 maja 1896 roku w Łodzi. Jej rodzina mieszkała przed wojną na peryferiach miasta, w biednej żydowskiej dzielnicy Bałuty przy ulicy Żurawiej 7.
Edukacje szkolną rozpoczęła z niewielką grupą dzieci w prywatnym mieszkaniu łódzkiej nauczycielki, a następnie w prywatnym progimnazjum Wacława Maciejewskiego w Łodzi. W roku 1908 wyemigrowała wraz z rodzicami do Brazylii. Przez dwa lata uczęszczała do średniej szkoły w Rio de Janeiro z nauką w języku niemieckim i portugalskim. Był to pierwszy jaśniejszy okres jej dzieciństwa-do końca życia zapamiętała wiele pięknych ludowych pieśni brazylijskich. Tęsknota za krajem, już w 1910 roku przygnała całę rodzinę z powrotem. Tu w kraju pomagała rodzicom prowadzić mały sklep kolonialny, dzieląc jednocześnie swój czas pomiędzy nauką w gimnazjum i pracą.
Wybuch pierwszej wojny światowej zburzył krótkie lata rodzinnego spokoju. Ojciec Stanisławy Leszczyńskiej został powołany do wojska, musiała więc pomagać matce w wychowaniu dwóch młodszych braci: Henryka i Jana. Jednocześnie pracowała w Komitecie Niesienia Pomocy Biednym (od 1914 do 1916).
W 1916 roku wyszła za mąż za Bronisława Leszczyńskiego, który pracował jako zecer w drukarni Kotkowskiego w Łodzi.mW 1920 roku podjęła naukę w Państwowej Szkole Położniczej w Warszawie przy ulicy Karowej, ukończyła ja w 1922 roku i wkrótce rozpoczęła pracę w zawodzie położnej i kontynuowanła ją przez 38 lat. Tak się wypowiada na temat swojej pracy: ,,Lubiłam i ceniłam swój zawód, ponieważ bardzo kochałam małe dzieci. Może właśnie dlatego miałam tak wielką ilość pacjentek, że nieraz musiałam pracować po trzy doby bez snu. Pracowałam z modlitwą na ustach i właściwie przez cały okres mej pracy zawodowej, nie miałam żadnego przykrego przypadku. Wszystkie groźne sytuacje kończyły się zawsze szczęśliwie. W takich przypadkach modliłam się zwykle słowami :,, Matko Boża, załóż tylko jeden pantofelek i przybądź szybko z pomocą’’.
Wychowała i wykształciła trzech synów i jedna córkę. Syn mówił o matce:
,, Lubiła gotować, piec jabłeczniki, ciasto drożdżowe; robiła na szydełku firany, zasłony, obrusy, jej firany jeszcze wiszą”.mByła drobną blondynką o jasnoniebieskich oczach, krucha , delikatna i jednocześnie mocna. W codzienność, w trud pracy wnosiła poezję. Tworzyła ją sposobem swego życia . Miłość i piękno były dla niej tożsame, bo piękno jest cechą miłości, daje szczęście i uczy miłości.
Wybuch wojny w 1939 roku powoduje, że mąż i najmłodszy syn, jako ochotnicy straży pożarnej, ruszyli do płonącej Warszawy gasić pożary, dwaj starsi synowie zaciągnęli się ochotniczo do służby w szpitalach polowych. Stanisława Leszczyńska po zakończeniu kampanii wrześniowej pomagała żołnierzom polskim w ucieczce przed niewolą w obozach jenieckich. Jednocześnie z oddaniem pracowała jako położna. Odbierała porody również u Niemek, bo to one uzyskały także uprawnienia dla polskiej położnej. Opiekowała się rodzącymi z wielką troskliwością, bo nieważna była narodowość, ale cud przyjścia na świat małego człowieka. Posługując się uprawnieniem do poruszania się po mieście również w godzinach policyjnych, wykorzystywała to w pacy konspiracyjnej swojego męża, spełniając rolę kuriera. Gestapo trafiło w końcu na ślad konspiracyjnej działalności Leszczyńskiego i jego najstarszego syna. 18 lutego1943 roku do domu Leszczyńskich wpadli gestapowcy. Tej nocy prawie cała rodzina została aresztowana. Jedynie mąż i najstarszy syn zdołali cudem umknąć z rąk gestapo.Pozostałe osoby aresztowano i poddano ostrym przesłuchaniom, którym towarzyszyły groźby i bicie. Nikt nigdy nie dowiedział się, przez jaką kaźnie gestapowskich przesłuchań przeszła Stanisława. Zapytana o to, powiedziała: „ Żyję ja i moje dzieci, to najważniejsze”.W dwa miesiące od chwili aresztowania, 17 kwietnia 1943 roku została wraz z córką przewieziona do kobiecego obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau, gdzie jako więźniarkę polityczną oznaczono ją numerem 41335, a córkę 41336. Kiedy beznadziejnie chorą córkę Sylwię przeznaczono do zagazowania, a wiadomo, że od takiego wyroku nie było odwołania, matka prosiła, by pozwolono jej pójść razem z córką na śmierć. I wtedy zdarzyła się rzecz niewiarygodna, doktor Mengele SS-man powiedział: ,,jesteś tu potrzebna, córkę każę zwolnić”. Z taką samą determinacją i oddaniem walczyła o każde życie, narażając swoje. Mówi o tym w Raporcie. Leszczyńska ocaliła zaświadczenie uprawniające do wykonywania zawodu położnej, które wykorzystała przy pierwszej nadarzającej się okazji. Została skierowana na blok rewirowy w zastępstwie Niemki Klary-zabójczyni rodzących się tam dzieci. Położna Leszczyńska otrzymała rozkaz uśmiercania noworodków. Odpowiedziała jednak obozowemu lekarzowi w jego ojczystym języku: ,,Nie, nigdy! Nie wolno zabijać dzieci”.
Ponad trzy tysiące razy krzyk nowo narodzonego dziecka oznajmiał światu, że położna Leszczyńska nie wykonała rozkazu. Porody odbywały się na zbudowanym z cegieł piecu, palono w nim zaledwie kilka razy do roku, dlatego też szczególnie w zimowym okresie było przejmująco zimno.
Trzydzieści koi wydzielonych najbliżej pieca stanowiło tzw. sztubę położniczą. Na bloku panowały ogólnie: infekcja, smród i wszelkiego rodzaju robactwo. Roiło się od szczurów i robactwa wszelkiego rodzaju, ofiarami były nie tylko chore kobiety ale i nowo narodzone dzieci.
Na oddziale brak było wody, także pranie pieluszek nastręczało wiele trudności, zwłaszcza wobec surowego zakazu opuszczana bloku, jak i niemożności swobodnego poruszania się w nim. Wyprane pieluszki położnice suszyły na własnych plecach lub udach; rozwieszanie ich w widocznym miejscu było zabronione i mogło być karane śmiercią. Całym wyposażeniem, narzędziami pracy położnej, były malutkie nożyczki, takie jakimi obcina się skórki około paznokci, nerka z zawartością płynu nadmanganianu potasu, trochę płatków ligniny, bandaż do wiązania pępowiny, miska z wodą do umycia noworodka. Rola położnej była wręcz dramatyczna, nie było żadnych materiałów opatrunkowych, żadnych środków aseptycznych, żadnych leków(całkowity przydział leków dla bloku wynosił zaledwie kilka aspiryn dziennie).
Wielką tragedia były porody Żydówek. Żydowskim dzieciom nie wolno było obcinać i wiązać pępowiny, miały razem z łożyskiem być wyrzucane do kubła.Nie było mowy o ukryciu dziecka żydowskiego lub wmieszaniu w grupę innych dzieci. ,,Schwester’’ Klara i jej pomocnica Pfani topiły te dzieci w beczce i wyrzucały przed blok.Stanisława Leszczyńska przed każdym porodem modliła się, a potem chrzciła dziecko. Nie mogła ocalić życia, ale przywracała godność, ludzki wymiar nowo narodzonemu i jego matce.Pozostałe dzieci, które przecież rodziły się zdrowe i dorodne, marły powolną śmiercią głodową. Skóra ich stawała się cienka, pergaminowa, przeświecały przez nią ścięgna , naczynia krwionośne i kości.
W maju 1943 roku dzieci niebieskookie i jasnowłose odbierano matkom i wysyłano do Nakła w celu wynarodowienia. Leszczyńska naznaczała je dyskretnym tatuażem w nadziei, że matka może kiedyś odnajdzie swoje dziecko. Nawet po chorobie (tyfus), gdy wróciła na noszach, ułożono ją na dolnej koi izby porodowej-skąd wydawała dyspozycje dotyczące odbierania porodów. Dlaczego wtedy ją ciężko chorą, nie stracono nie wiadomo; może dlatego, że nie dbała o własne życie, zawsze skupiała się na innych. Pewnego razu Mengele zażądał od położnej sprawozdania na temat zakażeń połogowych i śmiertelności wśród matek i noworodków. W odpowiedzi otrzymał informacje, że nie było ani jednego przypadku wśród matek, jak i nowo narodzonych dzieci.
W warunkach obozowych pracowała przez dwa lata. W tej pracy pomagała jej Sylwia, córka, ale ciężkie choroby czyniły ją często do tej pomocy niezdolną. Stanisława Leszczyńska odebrała ponad 3 tysiące porodów. Wszystkie dzieci urodziły się żywe. Ich celem było żyć!. Obóz przeżyło zaledwie trzydzieści. Kilkaset wywieziono do Nakła w celu wynarodowienia, ponad 1500 zostało utopionych przez ,,Schwester’’ Klarę i Pfani, ponad 1000 zmarło wskutek zimna i głodu – to dane zawarte w Raporcie położnej Stanisławy Leszczyńskiej.mTe dwa lata były najtrudniejszą próbą życiową, ujawniła się w całej pełni wielkość charakteru i serca tej skromnej a jakże niezwykłej kobiety. Więźniarki oświęcimskie nadały jej najczulsze imię ,,matka”.
Po opuszczeniu obozu i dwutygodniowym pobycie w Domu Opieki nad Więźniarkamimw Krakowie, Stefania Leszczyńska wraz z córką powróciła do Łodzi, gdzie spotkała się z synami. Nie dane jej było jednak odpocząć, cieszyć się w pełni odzyskaną wolnością i cudem ocalonymi dziećmi. Czekała na nią wiadomość bardzo bolesna, wiadomość o śmierci męża. Teraz musiała samotnie odbudować dom dla swoich dzieci, pusty, ogołocony przez Niemców. Pomimo złego stanu zdrowia natychmiast podjęła pracą zawodową .
W 1958 roku zły stan zdrowia zmusił ją do ostatecznego przerwania pracy zawodowej, ale i wtedy dawała siebie innym. Piętnaście ostatnich lat życia bez reszty poświęciła swoim najbliższym. Zajęła się prowadzeniem domu dla licznej rodziny i wychowaniem trojga wnucząt. Swą ostatnią człowieczą próbę przebyła również bez skargi. Umierała na raka. Cierpiała bardzo. Nie chciała jednak przyjmować środków znieczulających.
Chciała umierać świadomie. Ginęła śmiercią głodową. Zniosła to tak, jak żyła – odważnie i godnie.
Odeszła 11 marca 1974 roku
W dniu 2 maja 1986 roku kobiety polskie ofiarowały na Jasnej Górze ,,Kielich Życia’’. U podstaw kielicha umieszczone są rzeźby 4 kobiet: świętej Jadwigi Śląskiej, błogosławionej Jadwigi Królowej, błogosławionej Marii Teresy Ledóchowskiej oraz Stanisławy Leszczyńskiej z przytulającymi się do niej nagim dzieckiem – symbolem jej miłości.